Podejmując współpracę z kontrahentem wstępnie uważnie się przyglądamy, zastanawiamy się czego można się po nim spodziewać, uważnie go obserwujemy. To wszystko jest normalne i jak najbardziej na miejscu. Gorzej jest gdy kontrahent jest polecony przez wiarygodną osobę (wiarygodną ale kilka lat temu) lub gdy oczaruje nas czymś tak bardzo, że górę bierze emocja i przestajemy oceniać sytuację. Wtedy to właśnie wpadamy w pułapkę, która się nazywa "swoją miarą". Uznajemy, że potencjalny kontrahent jest uczciwy jak my, pracowity jak my, słowny jak my, komunikatywny ponad przeciętność - to jest właśnie miara swoją miarą. Później oczywiście okazuje się, że wg kontrahenta te same słowa znaczą zupełnie coś innego, mianowicie: praca jak najszybciej to nie priorytet na 2-3 dni ale łaskawa przychylność i oferowanie realizacji tematu w ciągu 3 tygodni; "jutro" oznacza za tydzień, dobra robota oznacza "robię tylko to co potrafię i nie będę się niczego uczył", praca na własnych materiałach oznacza "dajcie gotowe dane to może je obrobię", "może je obrobię" z kolei oznacza obróbkę nie zgodnie z obowiązującym standardem rządowy, prawnym ale wewnętrznym kontrahenta, który jest o niebo niższy od rządowego. Współpraca z takim kontrahentem to nie tylko ciągłe wściekanie się na niego ale również na siebie i pytanie "po co mi taki człowiek, który nic nie robi, wymaga obsługi i jeszcze za to liczy sobie niemało".
Przestrzegam, przed popełnieniem takiego błędu. Proponuję uważnie przyjrzeć się na chłodno człowiekowi i nie brać pod uwagę żadnych znajomości i polecenia "autorytetów". - to jest właśnie uniwersalna miara.
Przestrzegam, przed popełnieniem takiego błędu. Proponuję uważnie przyjrzeć się na chłodno człowiekowi i nie brać pod uwagę żadnych znajomości i polecenia "autorytetów". - to jest właśnie uniwersalna miara.
Cytat dnia:
Działaj z głową bo poniesiesz konsekwencję swoich decyzji!!!
(własny)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz