wtorek, 16 kwietnia 2013

Czy to koniec?

Moje przygotowania do biegu trwały 7 tygodni. Biegałam zgodnie z planem treningowym, nie odpuszczając nawet podczas największych śnieżnych zawieruch. Przeszłam bóle mięśni, które koił masażysta, co - o dziwo- pomogło! Przeszłam potyczki rodzinne, podczas ktorych dowiadywałam się jak bardzo się dla mnie liczy moja rodzina. Przeszłam biegi pomiędzy godziną 22 a 24, bo wcześniej nie było na to czasu. Przeszłam również polowanie na zalewem. Podczas gdy biegałam ścieżką inny sporotwiec, sprawdzajacy swoje umiejętności strzelania z wiatrówki, strzelał do tarczy która znajdowała na trasie ścieżki biegowej. Myśli czarne krażyły w mojej głowie, ale za to bieg był bardzo sprawny i szybki. Warunki nie sprzyjające więc nie było sensu biec powoli - zbyt duże ryzyko. Zbadałam na siłowni rodzaj mięśni, co ównież było dość ciekawym dośiadczeniem. Okazało się, że na skośnej ławce wycisnęłam 175 kg, co było zadzwiajace dla trenera. Poznałam sąsiada z  bloku obok, który również biega w mojej dzielnicy. Od dwóch tygodni zaczęła mnie boleć kostka. Bolały mnie różne części nóg wcześniej: od małego palca u stopy po po pośladki, więc z lekka ignorowałam ten ból. Ból stał sie jednak coraz bardziej dokuczliwy. Zaczęły się masaże i chwilowo było lepiej. Po dwóch dniach przerwy w bieganiu było lepiej, wiec zaczęłam znowu biegać. Ból powrócił znowu. Po 40 minutach biegu był tak silny, że z trudem stawałam na stopę. Postanowiłam pójsć do lekarza. Lekarz dał mi  - cytuję: "prostą receptę", która brzmiała: "zaprzestać biegać na kilka miesięcy". Uznałam, że 6 tygodni treningów, walki z rodziną i dostosowywaniem biegania do reszty mojego - bądź co bądź - dość intensywnego życia to zbyt wielkie poświęcenie żeby zaprzestać. Co zrobiłam? Oczywiście... nie zaprzestałam. Stosowałam maść, która efektów nie dawała. Kostka jednak bolała z przerwami więc uznałam, że skoro cały czas nie boli to nie jest źle i jeszcze 2 tygodnie pociągnę. Dałam jej odpocząć znowu 2 dni a trzeciego dnia pobiegłam znowu ok. 1,5 h. Końcówka biegu była ciężka bo nie bolała mnie już tylko kostka ale cała stopa. Nie rozczulałam się nad stopą, następnego dnia zwyczajnie poszłam do pracy. Tam ból był już intensywny. Pomyślałam: "chyba wykupię tabletki, które lekarz mi przypisał". Wieczorem, gdy zdjęłam skarpetkę przestraszyłam się, bo kostka czerwona z dwóch stron a stopa spuchła jak bania. Teraz osiągnęłam ból najwyższego rzędu, ale nie był to ból kostki. Zdałam sobie sprawę, że nie wystartuję w biegu. Moja ambicja dałaby kostce wycisk, nie zważając na nic, co mogłoby poskutkować przestanęzaprzestaniem ...chodzenia - a nie biegania. Teraz wyobraźcie sobie jak się można czuć, po przejściu wielu potyczek ze swoimi słabościami - patrz wymówkami typu: 
- za zimno, nie pójde dziś biegać, 
- za późno - nie pójdę dziś biegać,
- nie mam czasu - nie pójdę dzis biegać,
 - wyjeżdżam do znajomych - nie póje tam biegać, 
- rodzina chce ze mną spędzać czas - -nie pójdę dziś biegać,
 - zaczyna padać deszcz - trzeba wracać do domu,
- mam dzisiaj lepszy czas - to wcześniej skończę bieganie,
 oraz walką ze sobą:
- dzisiaj boli mięsień - skrócę trasę,
- dzisiaj boli głowa - nie biegam,
 - mam katar - dam sobie wolne, 
- jestem zmęczona - odpuszczam,
-  nie mam siły ani powietrza w płucach - rezygnuję na dziś z reszty biegu,
- za szybkie tempo narzuciłam na początku - nie dam rady całej trasy zrobić..
Mając w głowie ile bitew stoczyłam ze swoim ciałem i rozumem, i wszystko po to by wystartować w biegu, teraz miałabym  zrezygnować??? 
.......Ból i żal....cierpienie.....

źródło: http://tech.wp.pl (autor fot. Jupiterimages)

Cytat tygodnia:
Cierpienie, które rodzi się i nie zamyka nas w sobie, staje się źródłem życia i światła.

- Jean Guitton