wtorek, 31 grudnia 2013

Nowa Europa

Jest niedziela, 29.12.2013 r. godzina 18.20. Leżę na łóżku zmęczona i nagle do głowy przychodzi ta myśl: a może by tak pójść do teatru na 19-tą? Za minutę stałam już na nogach. 10 minut później, wystrojone z koleżanką Gosią w czarne suknie, wychodziłyśmy z domu. Jadąc do teatru zastanawiałyśmy się czy jeszcze są dostępne bilety, jednocześnie mając nadzieję, że uda nam się tego wieczoru obejrzeć spektakl "Napis".
Pospiesznie zaparkowałam samochód - w bramie - i wbiegłyśmy do foyer. "Są bilety" - wykrzyknęłam z  radością. Po kilku minutach siedziałyśmy już na balkonie, naprzeciw sceny.
"Napis" autorstwa Gérald Sibleyras - współczesnego dramaturga francuskiego urodzonego w Paryżu w 1961 r. , został przełożony przez Barbarę Grzegorzewską i wyreżyserowany przez Artura Tyszkiewicza.
Jestem zdumiona, jak znakomicie sztuka wpisuje się w dzisiejsze czasy. Wokół słyszymy: "Jesteśmy w Europie! Jesteśmy światli, cywilizowani, wykształceni. My zglobalizowani Europejczycy! Tolerancyjni, partycypujący społecznie, oświeceni, błyskotliwi, wyrozumiali, zdrowi, wysportowani - w każdym wieku… 
 Rzecz się dzieje w apartamentowcu, bogatej dzielnicy gdzie wprowadziło się młode małżeństwo Lebrun.
 Po zaledwie dwóch tygodniach w windzie pojawia się na temat pana Lebrun wulgarny napis. Znieważony i dotknięty niesprawiedliwym we własnym mniemaniu osądem nowy lokator rozpoczyna „śledztwo”, dzięki któremu poznaje bliżej sąsiadów, a przy okazji zderzyć się z ich nowoczesnym i oryginalnym światopoglądem. Jednocześnie ten początkowo prostolinijny, delikatnie broniący swej niezależności bohater zaczyna się zatracać w obronie swoich konserwatywnych poglądów.
Nad podziw trafna jest rozmowa na temat różnicy pomiędzy chłopcem a dziewczynką. Nowocześni sąsiedzi twierdzą, że nie ma różnicy pomiędzy dziewczynką a chłopcem i nie można ukierunkowywać płciowo dzieci. Pan Lebrun jest zirytowany podejściem sąsiadów. Pokazuje im jak bardzo wykluczyli swojego dawnego sąsiada, który nie mógł jeździć na wrotkach podczas święta dzielnicy. Tu właśnie wkrada się watek animacji. Animacja jest obecnie prezentowana jako najwyższe dobro społeczeństwa lokalnego. Autor spektaklu pokazuje nam, że animacja w krajach zachodu poszła tak daleko, że osoby nie biorące udziału np. w święcie chleba, są wykluczone społecznie. Nie można tak po prostu nie uczestniczyć w święcie chleba! 
Na koniec kilka słów o grze aktorskiej.
Głównych bohaterów, tj. małżeństwo Lebrun grają: urocza Lidia Olszak i przekonywujący Daniel Salman.
Sąsiedzi to: Pa i Pani Choley: zgrany duet -Tomasz Bielawiec i Jolanta Rychłowska oraz Artur Kocięcki jako szczery do bólu Pan Bouvier  i Anna Trończyk jako kochająca slogany mediów (ale ich nierozumiejąca) Pani Bouvier.
Jeśli chcecie posłuchać rozmów nowoczesnego europejczyka, zapraszam na spektakl. Na pewno będzie przyjemnie, dostatnio i radośnie… A i rozmowa będzie zapewne miła…sympatyczna…politycznie poprawna…

źródło: www.teatr.lublin.pl

Cytat tygodnia:
"Świat jest jedną wielką restauracją."
Woody Allen

piątek, 27 grudnia 2013

Krzyk

Korzystając z kontenstacji teatralnych, które miały miejsce w Lublinie, pobiegłam na spektakl "Osad" w wykonaniu Teatru KRZYK.
Nie było łatwo....

W teatrze KRZYK gra 7 młodych aktorów: Anna Giniewska, Marcin Pławski, Mateusz Zadala, Patryk Stolarz, Szymon Lewiński, Tomasz Litra oraz Mariusz Bolałka, pod pieczą reżysera Marka Kościółka.
Scenariusz i scenografia została stworzona przez Zespół Teatru Krzyk.
KRZYK to polski teatr alternatywny, założony w 2002 roku w Maszewie (zachodniopomorskie) przez Marka Kościółka, byłego aktora Teatru Brama i absolwenta Akademii w Gardzienicach, który jest kierownikiem teatru i reżyserem spektakli. Utworzony został w maszewskim Ośrodku Kultury i Sportu, od roku 2007 działa niezależnie jako stowarzyszenie teatralne. Gospodarz organizowanych w Maszewie festiwali: Ogólnopolskiej Biesiady Teatralnej Wejrzenia (od 2006) i Ogólnopolskich Spotkań Młodego Teatru "Krzykowisko" (od 2009).

Widownię usadzono na scenie. Zapadł mrok, ciemno i niebezpiecznie.  Rozpoczyna się spektakl: gra na fortepianie. Wchodzą aktorzy, wtaczają skrzynię i rozmawiają.
Czworo aktorów tworzy artystyczny szczyt. Świetnie się ze sobą dogadują, przymilają się do siebie wzajemnie, chwalą siebie nawzajem, po prostu miód. Nadzwyczajne, jak bardzo dobrze artyści dogadują się z urzędnikami, którzy decydują o ich bycie, jak bardzo są urzędnikom posłuszni.To miała być scena pokazująca jakie, w artystycznym świecie,  panują zasady. Wszyscy się trzymają razem, jak są na jednej imprezie. Wtedy kurtuazyjnie ze sobą rozmawiają. Tam panują określone zasady, których wszyscy się trzymają, żeby nie wypaść z "dostojnego, artystycznego świata".
W pewnym momencie, ze skrzyni wychodzi dziwacznie ubrany chłopak, któremu absurdu dodaje wrotka na jednej nodze. Ubrany on jest jak kolorowa kurka, i tej swojej dziwności jest ciekawy, bardzo artystyczny. Czwórka bywalców kultury mocno mu się przygląda, obawia się go, nie dopuszcza go do swojego grona, ale jednocześnie wykazuje zainteresowanie nim. Wręcz się go obawia, stąd wszyscy czworo trzymają się razem, wiadomo: "w kupie siła". Nieznany jest uparty, krąży wokół świty. Świta zauważa, że obcy chce wejść  do ich świata. Wymyśla dla niego coraz bardziej upokarzające zadania do wykonania, mówI:"zatańcz", ten tańczy itd. Ostatecznie nieznany nikomu artysta zostaje, na życzenie światka artystycznego, bez ubrania, opluty i zbezczeszczony. Dla wejścia w ten świat, zrobił wszystko co mu kazano, tym samym tracąc siebie samego. 
Aktualność spektaklu  wydaje się  absolutna! Kto odważa się mówić wprost o rzeczywistości? Krzyk,  to jest krzyk artysty, który dokonuje wyboru: 
albo sprzedaje siebie za cenę sławy,
albo robi to co kocha w sposób jaki mu dyktuje dusza  bez ogromnej sławy i nadmiaru pieniędzy.
Trzeba znać sens życia żeby dokonać wyboru.....

źródło: https://www.facebook.com/events/160603494090780/

Cytat tygodnia:

Jeśli ludzie wokół Ciebie naprawdę są negatywni, to zamiast ich małpować i czynić własne życie koszmarem, pilnuj własnego szczęścia, odmawiając pójścia w ich ślady.
Ben Sweetland


wtorek, 5 listopada 2013

Recepta na szczęście

 Jedno jest pewne: szczęście pochodzi od wewnątrz. Zaraz to udowodnię.
Szczęście to coś czego wszyscy ludzie pragniemy, definiując je każdy na swój sposób - i tu zaczyna się zabawa w poszukiwanie szczęścia.
Najczęściej szczęście jest definiowane pozytywną emocją, dobrym samopoczuciem,  spełnianiem  marzeń lub.... wypełnianiem planów i osiąganiem celów. W każdym  przypadku to każdy z nas wyznacza co jest dla niego szczęściem, więc dlaczego by nie osiągnąć swojego szczęścia???
Zazwyczaj szczęście to cel ambitny, dla którego, w naszej mentalności, musimy się poświęcić, coś co jest trudne  i żeby je osiągnąć należy być precyzyjnym. Otóż to - precyzja! Precyzja jest ważna zarówno na etapie wyznaczania sobie swojego szczęścia. Myślę tutaj o wszelkich możliwych detalach które wg nas stanowią szczęście - od samopoczucia po obraz, a wszystko ze szczegółami.
Drugi krok to odpowiedź na pytanie i podjęcie decyzji przez każdego z nas "czy podejmuję się osiągnięcia szczęścia?". Już podjęcie pozytywnej decyzji przybliża nas do osiągnięcia szczęścia.
Następnie potrzebna jest konsekwencja, dzięki której codziennie będziemy wykonywać wszystkie czynności precyzyjnie, patrząc przez pryzmat naszego szczęścia. Nieważne co się wydarza, zawsze pozostajemy wierni swojemu szczęściu. W międzyczasie osiągamy coraz większą precyzję w wykonywaniu wszystkich czynności : od porannego wstawania i przygotowywania się do wyjścia do pracy po realizację najbardziej wymagających projektów. Nabywamy umiejętności i nawyki, dla pragnienia szczęścia. Tutaj nie jest ważne czy wykonywana przez nas czynność jest na pierwszym miejscu w skali priorytetów czy na ostatnim, wszystko wykonujmy z precyzją i konsekwencją, mając w tyle głowy wizję naszego szczęścia.
Łatwiej jest osiągać szczęście pracując nad sobą poprzez ćwiczenie precyzji i konsekwencji widząc we wszystkim co robimy szczęście innych ludzi - to już "przedmieście szczęścia".
W ten sposób, nieopatrznie, powstaję wartość: "czynienie dobra, jak najlepiej potrafię, na rzecz innych ludzi". ....Do tego dodać garść entuzjazmu i szczęście gotowe.
POWODZENIA!!!

rys. źródło: www.we-dwoje.pl

Cytat tygodnia:
w NATURZE CZŁOWIEKA TKWI COŚ INTRYGUUJĄCEGO, GDYŻ FAKTEM JEST, ŻE LUDZIE ODNOSZĄCY NAJWIĘKSZE SUKCESY WKŁADAJA WIĘCEJ PRACY W ŚWIADCZENIE USŁUG, KTÓRE MAJĄ PRZYDAĆ SIĘ INNYM, NIŻ GDYBY ROBILI TO TYLKO DLA PIENIĘDZY.
Napoleon Hill




poniedziałek, 21 października 2013

Moi Mili!..znowu biegam!!!!

Po półrocznej przerwie znowu biegam! Z pogardliwego tonu i miny mojego ortopedy mogłam wyczytać: "wariatka"....ale nieważnie, ważne moja noga jest już zdrowa i mogę hasać po osiedlu, czerpiąc endorfiny z powietrza i energię do życia z biegania. Biegam już szósty dzień. Czuję się FANTASTYCZNIE. Czuję swoje mięśnie, jak zaczynają się kształtować i wracać do formy: mięśnie brzucha, mięśnie uda i podudzia, mięśnie stóp i pośladków, mięśnie grzbietowe i szyjne....FANTASTYCZNE! Znowu kontroluję większość mięśni mojego ciała, dbając o mięśnie głębokie, które uruchamiam przed biegiem,na gimball'u. Nie potrafię wyrazić słowami jaką wolność daje kontrolowanie swojego ciała i oddechu a także swojego umysłu. Obecnie przechodzę test 30-dniowy, co oznacza, że choćby się paliło i choćby wybuchła nagle wojna to przez 30 dni będę biegać. Jak przejdę test 30-dniowy, podczas którego wypracuję nawyk biegania, wtedy rozpocznę drugi etap...ale o tym napiszę mniej więcej za 24 dni. Tymczasem polecam pracę nad ciałem, bo z niego czerpie umysł.

rys. źródło: www.janow.pl
 
Cytat tygodnia:
Nic tak nie wpływa na ducha jak ciało.
 
Witold Gombrowicz, Ferdydurke

niedziela, 29 września 2013

Sportowy finał


Od kwietnia nie biegałam.  Mój ból - ale ból wewnętrzny, spowodowany niemożliwością startowania w biegu  - był tak ogromny, że przez 2 dni przychodziłam do pracy i nic nie mówiłam. Koleżanki z pracy uznały, ze jest ze mną naprawdę źle skoro nic nie mówię i próbowały mnie ratować z depresji. Udało im się! Zbierałam chipy na mecie czwartej dychy i bardzo jestem wdzięczna moim koleżankom za wsparcie!
Zrekompensowałam sobie brak uczestnictwa w biegu zbieraniem chipów również na Maratonie Lubelskim. Świetne doświadczenie!
Od początku maja gram w tenisa ziemnego, co prawda ze stabilizatorem na nodze i we wkładkach ortopedycznych ale sport jest fantastyczny.
Oto 2 dni temu mój ortopeda stwierdził, że mogę biegać! Hurra, hurra, hurraa
Zacznę bieganie jak tylko sprawię sobie nowe buty, co by w nich wkładki ortopedyczne umieścić.
Tymczasem moja energia jest zużywana podczas intensywnej gry w tenisa, co polecam. Tutaj pracują nie tylko nogi w koordynacji z rękami ale i głowa. Warunek podstawowy dobrej gry to rozluźnienie (kojarzy mi się to z pracą przy pszczołach).
Jednocześnie przyznaję, że równowaga, o której piszę: pomiędzy ciałem, duchem, sercem i rozumem została poważnie zachwiana przed biegiem w kwietniu, kiedy to skręciłam staw sokowy.
Nie wiem co będzie dalej, bo teraz poza bieganiem jestem uzależniona również od gry w tenisa. Sport uzależnia!
Cytat tygodnia:
Trening zajmuje się nie obiektem, ale duchem człowieka i emocjami człowieka.
BruceLee 

niedziela, 22 września 2013

Zatańczysz Tango?

Tegoroczny sezon teatralny zaczęłam z przytupem... w rytm Tanga Sławomira Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego.
Nawiązanie sposobu prezentacji pierwszego aktu do jego treści urzekło mnie już na początku spektaklu. Bravo, bravissimo!!!
Widzowie zajmują miejsca (nienumerowane, różnego rodzaju krzesła i ławki) ustawione po zewnętrznym obrysie sceny - ale na scenie. W ten sposób widz jest na wyciągnięcie ręki aktorów. W tym miejscu z ogromnym szacunkiem odnoszę się do  aktorów i ich koncentracji, gdyż granie w takich warunkach z pewnością nie należy do najłatwiejszych.
Przechodząc do meritum: bohaterami Tanga są : Artur - syn Stomila i Eleonory, wnuk Eugenii, Ala - kuzynka i narzeczona Artura, Stomil - ojciec Artura, mąż Eleonory, Babcia Eugenia i jej brat Eugeniusz oraz Edek - partner Babci i Eugeniusza do gry w karty.
Pierwszy akt to niesamowity rozgardiasz, brak ogłady, zamieszanie. Akcja rozgrywa się w dziwnym, zaśmieconym niepotrzebnymi przedmiotami (np. katafalk po zmarłym dziadku, dziecięcy wózek Artura) domu Stomila i Eleonory  a w tym wszystkim babcia w trampkach (Ewa Wiśniewska), Eugeniusz (Jan Englert), Edek (Grzegorz Małecki), Stomil (Jan Frycz), Eleonora (Katarzyna Gniewkowska).
W tym absolutnym nieładzie jest Artur (Marcin Hycnar), rozprawiając o tym, że domownicy żyją bez zasad, gdyż już wszystkie złamali, nic dla niego zostawiając. Rodzice tłumaczą Arturowi, że wywalczyli ,,moralny przymus do niemoralności".  Artur domaga się zachowania zasad, prowadzi walkę ze światem o przywrócenie  ładu i porządku. Domownicy są zdziwieni ale wbrew sobie słuchają i robią wszystko czego Artur od nich chce. Babcia leży na katafalku, jako kara za grę w karty, ale nie sądzę żeby - tak jak oczekuje Artur - myślała o swoim dniu śmierci z przerażeniem i miała zamiar zaprzestać gry.
Nagle, ze sterty piernat, budzi się i wyłania piękna Ala (Kamila Baar). W tym momencie Artur nieco spuszcza z tonu i widać wyraźnie, że jest zachwycony jej urokiem. W międzyczasie Stomil prezentuje swoją sztukę pt. "Adam i Ewa". Przyznaję, że nie zrozumiałam jej wydźwięku.
Artur nakłania Alę do wyjścia za niego.  Mówi, że kobiety są jedynie obiektami seksualnymi, które  godzą się na ten stan rzeczy.
Ala twierdzi, ze nie potrzebuje ślubu ale obiecuje, że się zastanowi.
W tym czasie Artur namawia ojca - Stomila - do wypędzenia z domu Edka, z którym zdradza go matka. Ten jednak akceptuje zdrady żony, uzasadniając to swobodą seksualną jako  warunkiem wolności człowieka.
Artur wręcza ojcu rewolwer i nakazuje wejście do pokoju, z którego słychać rozmowy matki z Edkiem. Ojciec wchodzi do pokoju z rewolwerem ..i ginie... Artur wchodzi za nim, po pewnym czasie i widzi całą rodzinę grającą w karty. Rozwścieczony Artur, przy użyciu rewolweru, zmusza wszystkich do przejścia do salonu i nakazuje Eugeniuszowi pilnować rodzinki. Przyprowadza Alę, która przystaje w końcu na propozycję małżeństwa. Babcia, pod różnymi groźbami, zostaje zmuszona do udzielenia błogosławieństwa młodym, Eleonora płacze ze wzruszenia.
Akt drugi jest ułożony, dlatego widzowie siedzą w lożach charakterystycznych dla teatru.
Jan Englert każe się prostować widowni ..i już wiadomo, ze są zasady!
Edek występuje w charakterze lokaja. Rodzina robi pamiątkowe zdjęcie. Aparat okazuje się zepsuty, pomimo to wszyscy udają, że zdjęcie zostało zrobione, jak nakazuje tradycja. Wszyscy czekają na Artura. Ala - na początku w sukni ślubnej a później w bieliźnie - odbywa rozmowę z przyszłą teściową. Symboliki tej sceny doszukiwałam się długo i doszłam do wniosku, że być może reżyser chciał zaznaczyć odkrycie się Ali w rozmowie z Eleonorą, jednocześnie podnosząc oglądalność... W rozmowie Eleonora narzeka, że nie czuje się już ważna dla męża, sypia z Edkiem, a on nawet nie próbuje o nią walczyć. Nagle pojawia się kompletnie pijany Artur. Rodzina jest zaskoczona. Artur stwierdza, że jego działania były bezcelowe, a forma nie zbawi świata. Następnie dochodzi do wniosku, że potrzebuje idei. Tymczasem Eugenia kładzie się na katafalku, oznajmiając że umiera. Ku zaskoczeniu rodziny faktycznie tak się staje. Artur stwierdza,  ze to  śmierć jest ideą, której  poszukiwał i  nakazuje Edkowi zabić Eugeniusza.  Stomil opada z sił. Ala wyznaje, że rano przespała się z Edkiem.  Artur natychmiast chce zabić Edka. Tutaj reżyser daje pole agresji, która bije ze sceny poprzez tłuczone talerze, lustro, bójki, szarpaniny. Po szamotaninie jednak to on umiera. Po monologu Stomila, wygłoszonym na cześć nieudolnych działań syna, Edek postanawia objąć rządy w domu. Nikt nie protestuje. Edek, na znak przejęcia rządów, zakłada marynarkę Artura. Ostatecznie Edek  włącza  tango i prosi Eugeniusza do tańca.
W ten sposób płytki Edek pokonuje idee Artura, co oznacza zwycięstwo prostoty i najniższych pobudek nad istotą dążenia do doskonałości człowieka. Jednocześnie każdy z nas, wolnych ludzi dokonuje wyborów: stanie po stronie płytkiego i cwanego Edka dążącego do osiągnięcia jedynie własnej wygody i zaspokojenia najniższych pobudek czy wymagającego więcej od siebie i innych Artura upatrującego celu i sensu życia ukierunkowanego ideą, misją i wizją. Upadek wartości w konfrontacji z ładem społecznym ...kto wygrywa, kto przegrywa....dzisiaj....?
Na koniec ślę ukłony całej obsadzie aktorskiej, ze szczególnym uwzględnieniem Jana Englerta, który posiada niesamowitą zdolność omiatania wzrokiem widowni. Marcin Hycnar namęczył się nie mało przedstawiając cała gamę emocji! Z kolei Grzegorz Małecki zagrał jakby to było małe piwko. Ewa Wiśniewska urzekła mnie w scenie przymuszonego błogosławieństwa dla Artura i Ali!  Kamila Baar przyciągała urodą ale  Katarzyna Gniewkowska roztaczała nie mniejszy urok tyle, że bardziej świadomy. Jan Frycz zagrał leniwie.... w końcu grał Stomila.
Polecam taniec w rytm Tanga w Teatrze Narodowym.


Fot. źródło: http://www.narodowy.pl autor Stefan Okołowicz

Cytat tygodnia:
Na­wet sprze­ciwiać się życiu, dys­ku­tować z nim, udo­wad­niać życiu je­go bez­sens - nie można inaczej, tyl­ko żyjąc.
Sławomir Mrożek


czwartek, 15 sierpnia 2013

Czy to sen nocy letniej...?

Pytanie: "Czy to sen nocy letniej?" kołatało mi się w głowie od samego początku sztuki, jaką marzyłam zobaczyć w Teatrze Osterwy w Lublinie. W końcu za czasów Williama Szekspira nie było jeszcze na Wielką Brytanię najazdu polskich budowlańców.... a na scenie stoją budowlańcy o typowo polskiej logice.
Spojrzałam na bilet, sprawdzając czy to na pewno ten dzień i godzina... Okazuje się, że wszystko się zgadza. Ok. w takim razie czekam co będzie dalej.
Niby fabuła kręci się wokół ślubu księcia Aten,Tezeusza - tutaj Krzysztof Olchawa z królową Amazonek, Hipolitą - tutaj Hanka Brulińska a tutaj jacyś budowlańcy i w dodatku przygotowują się do wystawienia sztuki!
Ze względu na moje zmęczenie oglądaniem  na scenie ciągle w głównych rolach Krzysztofa Olchawy, cieszyłam się że rzadko był w tej sztuce obecny. Szkoda tylko, że świetnie ubrana Hipolita (brawo dla kostiumologa) - Hanka Brulińska, która nie tak często jest obsadzana w głównych rolach, również nie pojawiała się nadmiernie na scenie.
Czy to Szekspir czy może Kafka - pomyślałam. Nadal nie dowierzałam temu co widzą moje oczy.
Na scenie pojawili się: Lizander - Paweł Kłos, Hermia  - Halszka Lehman, Demetriusz - Daniel Salman  i Helena - Marta Sroka.Zrobiło się ciekawie. Na uznanie zasługuje Daniel Salman, który z charakterem zagrał Demetriusza.
Czaru sztuce dodał Oberon, Król Elfów - w tej roli Roman Kruczkowski, oraz Królowa Elfów, Tytania - Joanna Morawska a także nieoceniony śpiewak, paź Tytanii - Piotr Olech ale przede wszystkim Puk - Przemysław Stippa. Pozwolę sobie zauważyć, że to właśnie Puk pożarł pozostałych aktorów. Był tak wyrazisty, doskonały w wymowie i ruchach, że nie miał sobie równych!
Puk miał za zzaadanie wyzwalać w bohaterach najniższe instynkty, świetnie spełniał swoją rolę i - wstyd się przyznać - wbudził moją największą sympatię. Mogę się usprawiedliwić jedynie świetną grą Przemysława Stippy.
Scena, w której budowlańcy tańczą jak na dyskotece przed Młodą Parą wprawiła mnie w osłupienie. Tutaj Framuga - Tomasz Bielawiec najbardziej przykuwał wzrok.
Nie jestem pewna czy tak być powinno ale to właśnie ww scena utkwiła mi najbardziej w pamięci. Do dziś nie mogę wyjść z szoku. Moje spojrzenie na rzeczywistość nie dosięga do spojrzenia reżysera...
Sztuka mnie zaskoczyła, ostatecznie mi się podobała. Polecam. Można się pośmiać ale przychodzenie na "Sen nocy letniej" z wyobrażeniem ducha Szekspira w tle jest błędnym podejściem. Sztuka jest mocno nowoczesna i należy się na nią udać z otwartym umysłem, bez schematów w głowie, chyba, że ktoś chciałby być mocno zaskoczony.

Zapraszając do obejrzenia spektaklu dodam:
Otwórzmy furtktę zmiany spojrzenia. 
 

 

 
Fotografie: autor: Bartłomiej Sowa, źródło: www.teatrosterwy.pl

Cytat tygodnia:
„Przestań narzekać, na co nie masz rady, Lecz szukaj rady w tym, na co narzekasz.”
William Shakespeare
 







  

wtorek, 16 kwietnia 2013

Czy to koniec?

Moje przygotowania do biegu trwały 7 tygodni. Biegałam zgodnie z planem treningowym, nie odpuszczając nawet podczas największych śnieżnych zawieruch. Przeszłam bóle mięśni, które koił masażysta, co - o dziwo- pomogło! Przeszłam potyczki rodzinne, podczas ktorych dowiadywałam się jak bardzo się dla mnie liczy moja rodzina. Przeszłam biegi pomiędzy godziną 22 a 24, bo wcześniej nie było na to czasu. Przeszłam również polowanie na zalewem. Podczas gdy biegałam ścieżką inny sporotwiec, sprawdzajacy swoje umiejętności strzelania z wiatrówki, strzelał do tarczy która znajdowała na trasie ścieżki biegowej. Myśli czarne krażyły w mojej głowie, ale za to bieg był bardzo sprawny i szybki. Warunki nie sprzyjające więc nie było sensu biec powoli - zbyt duże ryzyko. Zbadałam na siłowni rodzaj mięśni, co ównież było dość ciekawym dośiadczeniem. Okazało się, że na skośnej ławce wycisnęłam 175 kg, co było zadzwiajace dla trenera. Poznałam sąsiada z  bloku obok, który również biega w mojej dzielnicy. Od dwóch tygodni zaczęła mnie boleć kostka. Bolały mnie różne części nóg wcześniej: od małego palca u stopy po po pośladki, więc z lekka ignorowałam ten ból. Ból stał sie jednak coraz bardziej dokuczliwy. Zaczęły się masaże i chwilowo było lepiej. Po dwóch dniach przerwy w bieganiu było lepiej, wiec zaczęłam znowu biegać. Ból powrócił znowu. Po 40 minutach biegu był tak silny, że z trudem stawałam na stopę. Postanowiłam pójsć do lekarza. Lekarz dał mi  - cytuję: "prostą receptę", która brzmiała: "zaprzestać biegać na kilka miesięcy". Uznałam, że 6 tygodni treningów, walki z rodziną i dostosowywaniem biegania do reszty mojego - bądź co bądź - dość intensywnego życia to zbyt wielkie poświęcenie żeby zaprzestać. Co zrobiłam? Oczywiście... nie zaprzestałam. Stosowałam maść, która efektów nie dawała. Kostka jednak bolała z przerwami więc uznałam, że skoro cały czas nie boli to nie jest źle i jeszcze 2 tygodnie pociągnę. Dałam jej odpocząć znowu 2 dni a trzeciego dnia pobiegłam znowu ok. 1,5 h. Końcówka biegu była ciężka bo nie bolała mnie już tylko kostka ale cała stopa. Nie rozczulałam się nad stopą, następnego dnia zwyczajnie poszłam do pracy. Tam ból był już intensywny. Pomyślałam: "chyba wykupię tabletki, które lekarz mi przypisał". Wieczorem, gdy zdjęłam skarpetkę przestraszyłam się, bo kostka czerwona z dwóch stron a stopa spuchła jak bania. Teraz osiągnęłam ból najwyższego rzędu, ale nie był to ból kostki. Zdałam sobie sprawę, że nie wystartuję w biegu. Moja ambicja dałaby kostce wycisk, nie zważając na nic, co mogłoby poskutkować przestanęzaprzestaniem ...chodzenia - a nie biegania. Teraz wyobraźcie sobie jak się można czuć, po przejściu wielu potyczek ze swoimi słabościami - patrz wymówkami typu: 
- za zimno, nie pójde dziś biegać, 
- za późno - nie pójdę dziś biegać,
- nie mam czasu - nie pójdę dzis biegać,
 - wyjeżdżam do znajomych - nie póje tam biegać, 
- rodzina chce ze mną spędzać czas - -nie pójdę dziś biegać,
 - zaczyna padać deszcz - trzeba wracać do domu,
- mam dzisiaj lepszy czas - to wcześniej skończę bieganie,
 oraz walką ze sobą:
- dzisiaj boli mięsień - skrócę trasę,
- dzisiaj boli głowa - nie biegam,
 - mam katar - dam sobie wolne, 
- jestem zmęczona - odpuszczam,
-  nie mam siły ani powietrza w płucach - rezygnuję na dziś z reszty biegu,
- za szybkie tempo narzuciłam na początku - nie dam rady całej trasy zrobić..
Mając w głowie ile bitew stoczyłam ze swoim ciałem i rozumem, i wszystko po to by wystartować w biegu, teraz miałabym  zrezygnować??? 
.......Ból i żal....cierpienie.....

źródło: http://tech.wp.pl (autor fot. Jupiterimages)

Cytat tygodnia:
Cierpienie, które rodzi się i nie zamyka nas w sobie, staje się źródłem życia i światła.

- Jean Guitton


piątek, 8 marca 2013

Słodki trening trwa.....

Niemal tydzień biegam zgodnie z planem treningowym. Jest różnie, raz lżej, raz cięzej. Mam za sobą wygojenie  pryszcza po wewnętrznej stronie stopy a przed sobą leczenie małego palca stopy, który przybrał kolor śliwkowy, jakby był zgnieciony. Leczenie pryszcza to pryszcz! Nalezy użyć pudru, u mnie zadziałało. Gorzej ze zgniecionym palcem. Zgniotły go...o dziwo.. moje skarpetki ze szwem, które raz jedyny włożyłam na biegi. Zalecam używanie skarpetek bezszwowych. Ból kostki i kolana tez mam za sobą, ból  łydek - tego nie mogę się pozbyć. Ważne jest to, że podczas biegu nie czuję bólu, po biegu owszem.
Zauważyłam, jak ważne jest stosowanie ćwiczeń siłowych przed biegiem tempowym. Dają niesamowitą wydolność organizmu! Zdziwiłbyś się  jakie daje efekty. Przy okazji przygotowań biegowych wzmocniły się mięśnie moich rąk, ktore były niemal w zaniku. Generalnie, widzę zdecydowaną poprawę w opanowaniu swojego ciała i jego koordynacji z mózgiem. Jeżeli już się uzalezniać, to proponuję uzaleznienie od biegania (.....w parze z uzależnieniem od czekolady).


źródło: kobieta.dziennik.pl
Cytat tygodnia:
Cier­pli­wość jest gorzka, ale jej owo­ce są słodkie.


środa, 27 lutego 2013

Bieg tempowy...i żyję nadal

Po trzech dniach treningu Baur'a i Thurner'a uznałam, że nacja niemiecka (trenerzy: Bur i Thurner) ma inne - patrz lepsze-  parametry wytrzymałościowe niż nacja polska (czyli ja). Kwas mlekowy gromadzi sie w moim organiźmie w ilościach przekraczjących wszelkie normy, objawiając się bólem wszystkich mięśni. Rozważywszy "za" i "przeciw", mimo wszystko postanowiłam kontynuować trening.  Doszłam do prostego wniosku a mianowicie, że nie umrę od biegu tempowego, zalecanego wg trenerów i to przeważyło o moim dzisiejszym biegu. Przed biegiem, wykoanałam, zgodnie ze wskazówkami szereg ćwiczeń siłowych.  Trening siłowy ma na celu koordynację pracy mózgu i mięśni, co w efekcie pozwala na kontrolę biegu i szybsze tempo.
O dziwo, już po wykonaniu pierwszej serii dwóch pierwszych (z ośmiu)  ćwiczeń siłowych nie udczuwałam zakwasów, za to oddychałam jak pies podczas upałów.
Przystapiłam do biegu, czując, że moje mięsnie są bardzo dobrze przygotowane do wysiłku. Poszły konie po betonie.... Biegło się świetnie. Dystans, który rzemierzałam zwylke w 30 minut, tym razem pokonałam z 22 minuty! Ostatecznie byłam zmuszona wydłużyć trasę, w celu zachowania 35 minut biegu. Byłam pod wrażeniem swojej wydolności, szczególnie mając na uwadze obolałe mięśnie przez cały dzisiejszy dzień. Muszę przyznać, że lubię szybkie bieganie. To był najprzyjemniejszy bieg od niepamiętnych czasów. Efekt 3 dni treningów jest zadziwiający!
Jestem winna sprostowanie: nacja polska wcale nie ma gorszych parametrów wytrzymałościowych niiż nacja niemiecka. Sens olimpiady zachowany.
Autor zdjęcia: Henryk Przondziono/Agencja GN www.infowiara.pl 
 
Cytat:
Co Cię nie zabije to Cię wzmocni.



wtorek, 26 lutego 2013

Biegaj ze mną

Biegaj ze mną.
Trenig wytrzymałościowy sprawia, że czujemy sie szczęśliwi! Jest to udowodnione naukowo gdyż podczas biegania podnosi się poziom serotoniny we krwi a serotonina jest hormonem, który sprawia, że czujemy się szczęśliwi. Innym źródłem szczęścia są endorfiny, ktore sa uwalniane z komórek nerwowych podczas intensywnych, długotrwałych obciążeń, stajac sie wyzwalaczem doskonałego nastroju. Kto podczas treningu chciałby zakosztować jak smakują endorfiny, powinien biegać przynajmniej 50 minut. W nawiasie dodam, że smak endorfin możesz czuć nawet do 3 godzin. Bieganie również uodparnia na stres, obniżając poziom kortyzolu i adrenaliny. Ponadto trwający 10 tygodni trening redukuje "syndrom strachu przed przyszłością", jednocześnie zwiekszając wytrzymałość.  Teraz argument najwyższej wagi w świecie informacji i intelektu: bieganie podwyżsższa poziom dotlenienia a tym samym wydajność mózgu, podnosi sprawność logicznego myślenia i zwiększa kreatywność.  Z kolei używanie dotlenionego mózgu chroni go przed procesami starzenia.
Biegaj ze mną.
W niedzielę tj. 24.02.2013 r. zaczęłam trening przygotowujący do biegu na 10 km wg Christofa Baur'a i Bernda Thurner'a. Trening ma mnie przygotować do biegu na 10 km, który odbedzie się za 8 tygodni.
Dzień pierwszy:
Na poczatek, standardowo rozgrzewka, trwajaca ok. 10 minut. Najpierw rozgrzewam mięśnie górnej części ciała, schodzac do dołu, dzieląc na: ręce, plecy, uda, łydki.
To był bardzo przyjemny bieg interwałowy, czyli trochę szybkiego biegu trochę marszu, naprzemiennie. Trwał nieco ponad 50 minut.
Pomimo ćwiczeń rozluźniających po biegu, nie zastosowałam, w końcówce biegu rozluźniającego  i pozostały zakwasy.
Dzień drugi:
Celem był bieg rozluźniający długodystansowy trwajacy 60 minut. Cel w zakresie czasu biegu został osiągnięty ale nie był to dla mnie bieg rozluźniający gsyż zaraz na poczatku wdepnęlam w kałużę, buty przemokły a skarpetka obtarła mi 2 palce u stopy. Działo się to niepostrzeżenie, gdyż bólu nie odczuwałam. Moje miesnie okazały się słabsze niż wydolność oddechowa. Miałam wtażenie, że zanikły po 3-tygodniowej przerwie w bieganiu ale postanowiłam, że je wykształcę.  Tak czy inaczej mleczan z dnia poprzedniego - z mięśni międzyżebrowych zniknął, ale w mięśniach ud powstało go jeszcze więcej.
Dzień trzeci:
Tutaj wg planu treningowego powinna być przerwa ale ze względu na nadmiar mleczanu w mięsniach postanowiłam zastosować gimnastykę - 10 minut, bieg krótkodystansowy - 15 minut, gimnastykę - 10 minut.
 Ze względu na uraz palcow stopy zmieniłam sposób jej stawiania na podłożu. Nauczona przez McDougall'a, zawsze biegam na palcach. Dzisiaj  nie było to komfortowe i podświadomie używałam środkowej części stopy  a momentami orientowalam się, że stawiam stopę na pięcie - czego stanowczo unikam ze względu na nadmierne obciążenie stawów.
Mam nadzieję, że wyleczę moje palce do jutra bo czeka mnie bieg na tempo.....

 
Cytat:
Maraton - prehistoryczne polowanie naszych czasów.
Ch. McDougall


niedziela, 24 lutego 2013

Płatonow spłatał mi figla

Oczekująca od początku stycznia więc tym bardziej spragniona teatru, pobiegłam na Płatonowa w reżyserii Agnieszki Korytkowskiej-Mazur. 40 minut przed spektaklem stałam w foyerw pełni gotowa do przeżycia, wraz z aktorami Teratru Osterwy, fascynującej przygody.
Zaczęło się. Ciemno, mroczno, głucho...Scenografia uboga.Kolorystyki brak. Szary, szary, szary... Okrągły podest o nierównej strukturze skojarzył mi się z...Gwiezdnymi Wojnami....Biegajacy we fraku, Seriej (Paweł Kłos), przypominał mi rycerza Jedi. Pomyślałam: "Na pewno będzie walka bohatera ze sobą, a może zmiana w mózgu - nierównym podeście"...Przecodząc z anatomii do sztuki: sam Płatonow, w tej roli, Krzysztof Olchawa, wprowadza nas w temat przedstawiajac swoich towarzyszy. Ten zabieg, w moim odczuciu, wskazywał na spojrzenie na rzeczywistość Płatonowa, od jego subiektywnej strony. Teraz wiem kto mnie wodzi za nos. "Niech będzie" pomyślałam - "Płatonow pokaże swój świat".
Jedna z pierwszych scen, która powtarza sie kilkakrotnie: wszyscy siadają przy stole i rozmawiają posługujac się utartymi zwrotami grzecznościowymi.
Maska 20 lat przed Gombrowiczem? Komentarz: Czechow wielkim pisarzem był.
W spektaklu pijawiaja się również maski - maski szczurów. Gdy wkładają je uczestnicy biesiady, są aroganccy i niemili. Widzę, że Płatonow gardzi ludźmi, zniża ich do rangi zwierząt inteligentnych - czyli szczurów. Uważa, że kierują się instynktem i najniższym pobudkami, tak jak zwierzeta.
Cynizm, arogancja i pogarda dla ludzi jest widoczna na scenie w każdym geście, ruchu, slowie Płatonowa, wręcz odczuwam pogardę do siebie ze strony Płatonowa. Chociaż, dla mnie to już pogarda tak mocna, przez grę aktorską, szarość scenografii i jej symboliczną obecność, że mam już wrażenie, że reżyser, a nawet sam Krzystof Olchawa mną gardzi. Nie wiem czy to efekt zamierzony ale jedno jest pewne: trudne doświadczenie, szczególnie, przy założeniu przeżycia fascynującej przygody. Efekt szoku jednakże osiągnięty. Płatonow pokazał mi swój świat. Doceniam kunszt reżyserski ale szczerze mówiąc nie sadzę, żeby przeciętny widz był gotowy na na tak surowe przyjęcie. Jego odbiór może nie wiązać się z zachwytem ale czasami może wiazać się z ciekawością, która będzie pchała kolejne tłumy do obijrzenia spektaklu.
Nie mogę pominąć gry aktorskiej pozostałej grupy aktorów.
Generałowa (Marta Ledwoń)  ma rewelacyjny tembr głosu, spójny z jej ruchami, niezależnej kobiety i tekstami świadomej kobiety. Dzięki jej zdecydowanej postawie nie odważę się ocenić jej etyki.
Daniel Dobosz, którego widziałam po raz pierwszy,  przekonał mnie do siebie idealnym dopasowaniem do postaci chybotliwego, nie bardzo wiedzącego czego chce, nieporadnego ale potrafiącego wyłudzać Nikołaja.
Kolejna rola, która zwróciała moją uwagę,  to syn Żyda Wengerowicza, grana przez  Daniela Salmana. Młody człowiek z ideałami, nie poddający się manipulacjom głównego bohatera, mający swój sposób na życie, ciężko pracujący na swoje lepsze życie ale też znajacy możliwości kontaktowe, poważanego ojca.
Sergiusz, grany przez Pawła Kłosa, to szalony romantyk, za którego przyszłość bierze odpowiedzialność Generałowa. Chciałabym go widzieć jako rycerza Jedi ale to podróbka bez cech szczególnie wyróżniajacych....chaos i niepewność przebijają do widza.
Wprowadzenie do sztuki młodej Sofii (Lidia Olszak) obok Generałowej to jak picie młodego i starego wina. Pozwala to na uwydatnienie młodego "chcieć" i starszego, wzbogaconego doświadczeniem "być" i pokazanie gdzie jest szaleństwo a gdzie dopasowanie do rzeczywistości. Nadal nie oceniam etyki Generałowej.
Tak samo cyniczny jak Płatonow jest Osip, grany przez Wojciecha Rusina. Czechow pokazuje jak niedaleko jest zwykłamu złodziejaszkowi do poważanego Pana - w tym przypadku - bogatego Żyda Wengerowicza ora jak mogą ze sobą ściśle współpracować, podczas gdy spłeczeństwo tego nie widzi i nigdy o czymś takim nie pomyśli.
 Powtórzę jeszcze raz, majac na uwadze fakt, że Czechow miał 20 lat jak napisał tą sztukę: Czechow wielkim pisarzem był.
Płatonow ma żonę. To niespodzianka...Jego żona to Sasza (Teresa Sztejman-Lipowska) - bidula, która kocha i cierpi, żyje dla syna i męża, męczennica rodzinna. Płatonow uważa ją za nic nie wartą kobietę, bez ideałów porównuje ją do młodej, nowokultoruowo wyzwolonej Soni. Z powyższej sceny nasuwa się wniosek: miłość żony do męża, całkowicie mu podporzadkowanej nie ma sensu, jest nudna.
Wreszcie Bugrow (Tomasz Bielawiec) - jedyne światełko a raczej kolor spektaklu. Bogactwo i kolory idą ze sobą w parze wg kostiumologa spektaklu. Konkret za konkret i Pana nie ma. Wszystko tak jak należy.
Pietrin (Piotr Wysocki), przedstawiciel starszego pokolenia, widziany jest przez Płatonowa jako kolejny szczur, ktory albo coś zyska albo zostanie z niczym ale swojego chce i kropka.
Postać Jerzego Kurczuka - Szczerbuk - to typowy obraz służb państwowych, co to wypić i zabawić się lubi.
Głagoliew (Roman Kruczkowski) i Syn (Przemysław Gąsiorowski) zdają się być wystawieni na próbę swojej miłości, a może świadczą o jej braku...? Ojciec i syn, każdy swoje cele a przede wszystkim nie interesuje ich nic poza swoją wygodą i spelnienim ambicji.
Pominełam rolę Marty Sroki - Maria - której imponuje Płatonow, ale dobre obyczaje nakazują zachowywać się zgodnie z przyjętymi standardami społecznymi. Zachowuje się zgodnie ze standardami społecznymi, gdy patrzy społeczeństwo, ale gdy nie patrzy robi to czego wewnętrznie potrzebuje. Czyż to nie sztuka na dziś?
Na koniec Trylecki- Jerzy Rogalski - wpisuje się w pzeciętnego rosjanina poczatku XX w.,   50-60-letniego ojca, który został sam i topi smutki samotności w gorzałce.
Przyznaję, że potrzebowałam trzech dni żeby otrzasnąć się z szoku jakiego doznałam na spektaklu, ale czyż nie o to chodzi...?

źródło: teatr.lublin.pl 
Cytat tygodnia:
Boże, nie daj mi osądzać tego lub mówić o tym, czego nie wiem i nie rozumiem.
Antonii Czechow

wtorek, 1 stycznia 2013

Podsumowanie 2012 a szczęście

Prowadzę bloga od grudnia 2010 r. Wiele się zmieniło w moim myśleniu od 2010 r. do dziś. Zauważyłam, że najczęściej czytany post na moim blogu to: "Czy widzisz przed sobą szczęście". Stąd pojawiło się w mojej głowie pytanie: czego ludzie szukają w życiu najbardziej, najczęściej i uparcie? Odpowiedź: szczęścia!
Czym jest dla mnie szczęście ? Czyż nie odnalezieniem sensu życia, stwierdzeniem co jest  najlepsze, z czym,  z kim, kiedy czujemy się najlepiej.
Czyż nie czujemy się lepiej  gdy dajemy niż gdy otrzymujemy? Cieszymy się, że możemy sobie pozwolić na obdarowanie kogoś czasem, radą, pieniędzmi....
Wniosek: wszyscy naturalnie, z gruntu jesteśmy dobrzy. Czy tego chcemy czy nie nasza etyka zawsze jest dla nas najważniejsza tyle, że może zdajemy sobie sprawę z tego faktu tylko wtedy gdy możemy ją odnosząc się do "czasozabijaczy". My ludzie mamy serca pełne dobroci ale o tym nie wiemy, nie zdajemy sobie z tego sprawy albo tego nie ujawniamy. Zagłuszamy nasze serca bo życie je poraniło i uważamy, że serce nam przeszkadza. Szczególnie przeszkadza dzisiaj, kiedy posługujemy się przede wszystkim rozumem, gdzie wszystko trzeba mierzyć, ważyć, dążyć do większej efektywności pracy, precyzji itd.
Trzeba stracić serce by je zyskać wtedy jest szansa na zrozumienie co jest naszym szczęściem.....
Zrozumienie szczęścia nie trwa  jeden dzień.
Sensu tego procesu nie widzimy natychmiast. Patrząc na wydarzenia z perspektywy czasu zaczynam rozumieć, że to jest proces, który systematyzuje nasze dążenia, cele, wartości i priorytety.
Mam nadzieję, że rozumiecie, a właściwie czujecie myśl. Uważam, że dalej każdy sam musi sobie odpowiedzieć na pytanie: "jakie mam wartości" bo to jest fundament szczęścia. Pamiętaj Twoje serce jest pełne dobroci, Ty jesteś dobrym człowiekiem.

źródło: http://ysabellbooks.wordpress.com/2011/01/05/podsumowanie-2010
Cytat tygodnia:
"Kto stracił swoje serce zyskał je."



Dziękuję

Grudzień to czas bilansów i podsumowań , refleksji i planów na kolejny rok.
Dziękuję za:
- sukcesy i porażki 2012 r.,
- poczucie chwały i pokory,
- uśmiech i smutek  - zmuszający do zastanowienia nad sobą,
- dobrych i złych ludzi poznanych w 2012 r., bo wszyscy stanowili koło napędowe dla mojego rozwoju,
- za wszystkich którzy mnie szanują i przeklinają, bo od jednych i dlugich moge się uczyć,
- nowe spojrzenie na rzeczywistośc i nieodpartą chęć kreowania rzeczywstości!
DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM ZA TO, ŻE JESTEŚCIE W MOJEJ RZECZYWISTOŚCI.

Cytat tygodnia:
"Radość, która przemienia się w dziękuję, jest najlepszą wdzięcznością."
Gotthold Ephraim Lessing


Romans



Zachowanie równowagi w przyrodzie to podstawa funkcjonowania każdego człowieka. Zachwianie równowagi na pewno w dłuższym okresie czasu odbije się czkawką i to jest pewne. Zachęcam do równomiernego rozwoju dla ciała, ducha, serca i rozumu. Jeżeli długotrwale skupiamy się na jednym z ww obszarów wchodzimy w romans a romans ma to do siebie, że kiedyś ma swój koniec a z końcem przychodzi rozczarowanie. Trudno ogólnie mówić o instrukcji obsługi człowieka (szczęśliwego życia) w momencie kiedy  dziś każdy z nas ma inne paradygmaty, inne poglądy, dlatego zakończę słowami: 
bądźmy etyczni.



Cytat tygodnia:
"Kochać samego siebie - to początek romansu na całe życie."
Oscar Wilde